środa, 24 października 2012

Baba na Babiej




- Cienie ci wychodzą - taki dyskusyjny komplement sformułował Generał pod adresem zdjęć autorstwa Rusałki.

Chcecie cienie? Oto są. Kolejne. Spod Babiej Góry vel Diablaka tym razem. Piękne słońce, piękne kolory, piękne zmęczenie. Do schroniska na Markowych Szczawinach szliśmy czarnym szlakiem spod domu w Zawoi, a potem żółtym przez Perć Akademików.


Kilka spojrzeń utrwaliłam na zdjęciach - wrzucam poniżej.


Na szczycie - nieplanowane godzinne plażowanie (jedyna akceptowalna forma plażowania - plażowanie na Babiej ;) z oglądem Orawy i panoramy Tatr. A potem zejście czerwonym szlakiem do schroniska. Żółty szlak jest jednokierunkowy - tylko do wejścia, żeby się zatory na klamrach nie porobiły - i tylko od maja do października.

Rzeczywiście, kiedyś zimą wchodziłam na Babią czerwonym szlakiem, znaczonym wystającymi spod śniegu palikami. Teraz bezużytecznie sterczące ze stosów kamieni, zimą są nieodzowne. Wtedy droga zdawała się nie mieć końca - już już niby szczyt, a po wejściu okazywało się, że za jednym białym wzniesieniem jest kolejne, a potem jeszcze i jeszcze...


Teraz było ciekawie i pięknie - trzykrotnie przecinający drogę potok, magiczny lasek jarzębinowy, urokliwe ekspozycje, półka (szeroka i z tylko kilkumetrową "przepaścią") z łańcuchami, przejście przez strumyk cieknący po skałach i po sześciu klamrach na ośmiometrową pionową ścianę - wszystko bezpieczne, ale urozmaicone. Tylko pod samym szczytem trochę nudnego, nużącego podejścia przez gołoborze.

A przy zejściu poniżej schroniska - znów buki i szaleństwa jesieni. Szelest pod butami, niemal biblijne gorejące krzaki... Do zachowania pod powiekami na szary listopad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz