niedziela, 29 września 2013

A6W - to proste!


Właśnie skończyłam Aerobiczną Szóstkę Weidera (A6W).



To 6 prostych ćwiczeń na mięśnie brzucha wykonywanych codziennie przez 6 tygodni. Co ważne, "zaliczenie" całej A6W nie wymaga jakiejś wyjątkowej sprawności, niezbędna jest tylko samodyscyplina. Przez 42 dni trzeba bowiem dzień w dzień robić konkretną dawkę brzuszków, a przecież czasem może... brakować czasu. O ile bowiem na początku ćwiczenia zajmują kilka minut (zaczyna się od 1 serii po 6 powtórzeń), to kończy się na godzinie (3 serie po 24 powtórzenia).

Może też się człowiekowi zwyczajnie nie chcieć, ale właśnie możliwość pokonania lenia w sobie bardzo mi się w tym zestawie podobała. I prostota.

Na informację o A6W trafiłam zupełnie przypadkiem - Violetta Arlak, aktorka znana z roli wójtowej w serialu "Ranczo", pochwaliła się w wywiadzie w kolorowym magazynie "Kobieta i Życie", że właśnie zrobiła "szóstkę Weidera" i że "mało kto potrafi dotrwać do końca", ale ona "nie odpuszcza". To brzmiało zachęcająco :) A już całkiem rozbroiło mnie znalezione w sieci i zacytowane na pierwszym zdjęciu (źródło: www.demotywatory.pl) zdanie : "Szóstka Weidera - legenda głosi, że kiedyś ktoś ją skończył" :)

Niemałe było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jest to zestaw ćwiczeń wiekowy. Konkretnie: półwiekowy. Ponadpółwiekowy - powstał w latach 50. XX wieku! Jego autorem był Joe Weider - człowiek bardzo zasłużony dla sportu.

Kulturysta - zawodnik i trener. Współzałożyciel Międzynarodowej Federacji Kulturystów (IFBB). Inicjator konkursów kulturystycznych Mr. Olympia, Ms. Olympia i Masters Olympia. Założyciel i wydawca takich pism dotyczących kulturystyki jak "Muscle and Fitness", "Shape", "Flex" i "Men's Fitness". Właściciel kilku firm produkujących sprzęt do treningów. Sportowy mentor Arnolda Schwarzeneggera, którego ściągnął do Stanów Zjednoczonych i ponoć pomógł mu nawet zdobyć pierwszą rolę filmową.


"Joe Weider był tytanem przemysłu fitness, człowiekiem o wielkim sercu i jednym z najżyczliwszych ludzi, jakich spotkałem" - napisał Schwarzenegger na swojej stronie internetowej (źródło cytatu: PAP, źródło zdjęcia: www.joeweider.com)

Zmarł na początku tego roku (23.03.2013) w Los Angeles w wieku 93 lat.

Ciekawy jest polski wątek w jego biografii. Urodzony 29 listopada 1919 roku Joseph Weider był kanadyjskim Żydem, którego rodzice wyemigrowali z Polski. Jako miejsce urodzenia podawał Montreal, ale niewykluczone, że urodził się nie w Kanadzie, tylko w Kurowie koło Puław. Przypuszczenie to wysnuwam stąd, że jego młodszy brat, dr Benjamin (Ben) Weider, urodził się (01.02.1923) albo w Montrealu, albo właśnie w Kurowie (jak chce część źródeł). A to by znaczyło, że rodzina wyjechała z Kurowa w roku 1923 albo później. Może nawet Joe i Ben kolegowali się w piaskownicy z urodzonym w tymże 1923 roku w Kurowie... Wojciechem Jaruzelskim? Nie, życie mająteczku Olesin, w którym w szlacheckiej rodzinie urodził się późniejszy komunistyczny generał, to był zupełnie inny świat.

Jeszcze w 1921 roku obecni w Kurowie co najmniej od XVI wieku Żydzi stanowili 57% mieszkańców tej niewielkiej (wówczas 4-tysięcznej, dziś - niespełna 3-tysięcznej) miejscowości. Mieli synagogę i dwa cmentarze. Dalsza historia tej społeczności była taka jak w setkach innych miasteczek w Polsce - założone przez Niemców w 1942 getto, a potem obóz zagłady (Sobibór).

Za rok, mijając Kurów w drodze na roztoczańskie wakacje, nie spojrzę jak dotychczas obojętnie na tabliczkę z nazwą tej miejscowości. Może nawet zatrzymam się, zboczę do centrum i odczytam na rynku "Elegię żydowskich miasteczek" Antoniego Słonimskiego? A może odsłucham ją śpiewaną przez Antoninę Krzysztoń?

Na pewno Kurów nie będzie mi już obojętny, zadzierzgnęłam wszak więź z... jednym z jego domniemanych mieszkańców ;) Więź, rzec można, fizyczną - poprzez ból mięśni w czasie robienia wymyślonych przez niego ćwiczeń ;)

Wracajmy więc już z tej przydługiej wycieczki... Zestaw ćwiczeń stworzony przez Joe Weidera najtrudniejszy wydawał mi się na początku. Mięśnie jeszcze nie były przyzwyczajone do wysiłku, nawyki niewyrobione. Paradoksalnie, im dłużej (i ciężej) ćwiczyłam, tym było łatwiej. Boli? To bardzo dobrze, nie ma powodu do niepokoju. Uśmiechamy się i brzuszkujemy dalej - spokojnie, systematycznie, systemowo, zgodnie z planem.

W utrzymaniu dyscypliny pomagał mi prosty chwyt - odnotowanie już wykonanych zadań. Zamalowany na zielono zrealizowany etap-dzień + data + czas wykonywania ćwiczeń mobilizowały. Polecam. 



Swoją drogą czas ćwiczeń bywa bardzo różny - te dziwnie długie zdarzały się w dni, gdy byłam bardziej zmęczona. Wcale nie dlatego, że robiłam dłuższe odpoczynki, tylko dlatego że... robiłam prawdopodobnie więcej powtórzeń, niż powinnam, z braku skupienia.

Kobiety, które obawiają się, że po A6W będą wyglądały jak Schwarzenegger, informuję, że żadnego kaloryfera, czteropaku czy sześciopaku na swoim brzuchu nie zaobserwowałam :) Za to arcymiło mi na wszelkich aerobikach bez mrugnięcia powieki robić n-te powtórzenie ćwiczenia, przy którym na inne uczestniczki występują siódme poty.

Jutro zaczynam od początku, drugą rundę. A potem planuję jeszcze trzeci, ostatni w tym roku i być może w ogóle taki cykl.
______
L

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz