sobota, 13 marca 2010

Opus Dei i Facebook

Dla Miśka :)

Pomysł z blogową białą kartką, do której oglądania są liczni chętni, tylko dlatego że... są liczni chętni, można uznać za szczeniacki żart (a że ja wolę go raczej zestawiać z ciszą Johna Cage'a to inna sprawa ;). Ale można też zobaczyć w nim (potrzebna tylko odrobina dobrej woli ;) metaforę ludzkich zachowań przybierających czasem postać straceńczego owczego pędu, a czasem poczucia spełnienia w przynależności do wspólnoty.

Że jesteśmy konformistami, psycholodzy unaocznili za pomocą dziecinnie prostych testów. Nawet największy indywidualista, który wszystko waży i mierzy swoją miarą, ugnie się albo chcąc być popularny, albo chcąc być kochany. A jeśli nie wchodzi w grę manifestowanie woli, i tak bezwolnie raczej uwierzymy większości niż sobie. Nie do końca jesteśmy w stanie to kontrolować, podświadomość rządzi. Obserwowałam to wielokrotnie i w sytuacjach - wydawałoby się - skrajnie do siebie nieprzystawalnych. Powiedzmy: Opus Dei i Facebook.

Przed rokiem uczestniczyłam w zamkniętych rekolekcjach Opus Dei. Przyznaję - w dużej mierze z ciekawości, jak działalność Dzieła wygląda "od środka", choć jednocześnie z autentycznej potrzeby wyciszenia się i nadania rzeczom i sprawom właściwego miejsca. Nie o samych rekolekcjach chcę jednak tu opowiedzieć, tylko o zjawisku wtapiania się. Szybko zauważyłam, że nie tylko o duchowość będzie tu gra, ale i o zewnętrze wyrażane stylem ubierania się, zachowania, ba - nawet dekorowania wnętrz. Ja z moim upodobaniem do swetrów i spodni nie do końca odpowiadałam ideałowi, który zresztą nie od razu został wyartykułowany. Najpierw oddziaływał... przez przykład. Właściwie od powitalnego posiłku uderzyło mnie, że co najmniej kilka kobiet ma narzucone na ramiona chusty. Ładne, ale jako część doobiadowego ubioru w moim pojęciu dość egzotyczne. Chust jednak z dnia na dzień, a nawet - z godziny na godzinę, przybywało... Aż podczas jednej z tzw. pogadanek prelegentka jako warunek sine qua non bycia elegancką kobietą wymieniła biżuterię, a jako wyjątkowo gustowny element stroju prawdziwie, by tak rzec, kobiecej kobiety - zarzuconą na ramiona chustę... Tuż po pogadance nastąpiło apogeum chustonosicielstwa. Bo o ile naszyjnik z pereł nie każda z uczestniczek zabrała ze sobą, wybierając się na rekolekcje, to chustka bądź szalik późną jesienią znalazły się w ekwipunku każdej. Efekt dało to niekiedy daleki od elegancji, bo niektóre chuściny wyciągnięte z czeluści neseserów w niczym nie przypominały tych narzuconych przez modyznawczynie. A mimo to ich nosicielki wydawały się w pełni zadowolone, że spełniły swoją powinność - przeistoczyły się w prawdziwe kobiety. Poczucie przynależności i bycia akceptowanym zostało nasycone.

Pięć dni temu (a dokładnie - pięć nocy temu :) założyłam sobie konto na Facebooku. To mój debiut na portalu społecznościowym (Naszej Klasie się oparłam :). Wciąż nie znam reguł fejsowego kodeksu, ale nie mam wątpliwości, że on istnieje. Z pewnością jednym z niepisanych nakazów jest: mieć jak najwięcej znajomych. Zgłębienie strategii zdobywania punktów zwanych dla niepoznaki znajomymi może być niezwykle ciekawym tematem, ale tym razem napiszę o czymś innym - o zdjęciach. To kolejny warunek sukcesu, jak się zdążyłam zorietować - umieszczenie jako zdjęcia profilowego fotografii z legitymacji szkolnej lub prawa jazdy może spalić uczestnika na wejściu. Im dziwniejsza fotka, tym lepiej. Mile widziane kostiumy, intrygujące dekoracje bądź konsytuacje. Zdjęcie powinno być robione z góry bądź z dołu. Charakterystyczne jest też kadrowanie - na fotce może być na przykład widoczne pół twarzy albo tylko ucho... Ponieważ taki jest trend, "normalnych" zdjęć tu na lekarstwo, a niektórych kolegów poznaję tylko dlatego, że zapewniają mnie osobiście, a nawet gotowi są przysiąc, iż to, co widzę na zdjęciu, to na pewno oni (ew. ich oko/ucho).

I tu, i tu - niby żadnego przymusu, żadnych nacisków, ale jeśli chcesz się poczuć dobrze, chcesz, by cię akceptowano, załóż odpowiedni strój/wklej odpowiednie zdjęcie (czyt. takie, które odpowiada, podoba się innym, nawet jeśli tobie niekoniecznie).

No.
To zdjęcie już zmieniłam, muszę sobie jeszcze chustę kupić ;)

1 komentarz:

  1. Ej, ale co do zdjęć, to chyba jednak trochę Waćpanna zrzędzi ;)
    Robienie zdjęć z góry/dołu i pocięte kadrowanie to chyba jest już chyba normalne na tle nowoczesnej wrażliwości(zresztą sama "normalne" obramowujesz cudzysłowem :]), bo to i udziwnienie Szkłowskiego i punctum Barthesa i poetyka kina autorskiego itp. itd. A jak przejrzałem listę znajomych, to i tak tych fotek en face pokazało się najwięcej.

    OdpowiedzUsuń