czwartek, 3 czerwca 2010

Migrena

Drugi dzień już. Z kilkugodzinną przerwą – może na oddech, a może żeby dokuczyć tym bardziej, bo ból wraca, gdy człowiek myśli, że to już za nim. Zasłaniam okna, wyłączam telefon (telewizora nie mam, radio tylko w samochodzie) i przesypiam.

Nie wiadomo nawet, czy to migrena, lekarze nie są w tej sprawie zgodni. Domyślam się, co powoduje ich wstrzemięźliwość. Migrenę uważa się za dolegliwość dziedziczną, a ja na pytanie, czy ktoś w najbliższej rodzinie cierpiał na bóle głowy, konsekwentnie odpowiadam, że nie. Bo rzeczywiście jestem w swoim cierpieniu odosobniona. Co prawda, jedna z ciotek ze strony ojca zwykła narzekać na migrenę niemal codziennie, ale ponieważ powszechnie uważana była w rodzinie za leniwca i hipochondryczkę, a zatem osobę niewiarygodną, na nią się podczas lekarskich ankiet nie powołuję. Może to jednak błąd? Może to jest ten brakujący element, który oświeciłby medyków w sprawie moich mąk?

Pytania do diagnozy doprowadzają mnie zresztą do rozpaczy. Ciągły czy napadowy? Kłujący czy świdrujący? Uciskowy czy pulsujący? Ostry czy tępy? Czasem myślę, że tępy to był autor takiej ankiety. Trudno nazwać ból. Uważam, że epitety się tu nie sprawdzają, lepsze byłyby metafory. Wolę mówić o obręczy sciskającej głowę czy wietrle znienacka wwiercającym się w czaszkę. A czasem są to szpilki wbijane w mózg. Obraz eksplodującego czerepu też nie jest najgorszy. I oczy, które coś wysadza z oczodołów. Do tego dodatkowe atrakcje: zawroty głowy, nudności, nadwrażliwość na dźwięki i światło, czasem zaburzenia widzenia, czasem – mowy. I tak przez godzin kilka, kilkanaście albo kilkadziesiąt.

Właśnie, czaszka. Pewna pani doktor koniecznie chciała, bym ją sobie prześwietliła. Mówiłam, że nie przeszłam żadnego wypadku, nie miałam żadnych urazów, a kości w ogóle mocne, bez złamań. Pani stwierdziła jednak, iż mogę mieć wrodzone kłopoty z siodełkiem, co mnie nieco rozśmieszyło, bo siodełko to ja mam całkiem całkiem ;) Uległam wówczas, choć nie bardzo wierzyłam w siodełkową genezę bólu [siodło tureckie to miejsce, w którym znajduje się przysadka mózgowa, a gdy dochodzi do wnikania tam pajęczynówki i płynu mózgowo-rdzeniowego, mówi się o tzw. zespole pustego siodła, powodującym ból głowy i oczu]. Po napromieniowaniu mnie odpowiednią dawką rentgena okazało się, że czaszkę mam bez zarzutu, a siodło wręcz wzorcowe. Chciałam sobie później efekt tego doświadczenia oprawić w ramki i powiesić na ścianie, ale uznałam, że to może zdjęcie zbyt intymne, zbyt nagie, nawet – do sypialni ;)

2 komentarze:

  1. Też tak miewam.
    Co ciekawe - bywa, że przez kilka miesięcy ból głowy nie zdarzy się wcale, a potem przez kilka tygodni męczy niemal co dzień. Mam więc pewne podejrzenia, że pozostaje w jakimś związku z trybem życia i sytuacją, ale - póki co - nie wypracowałem bardziej konkretnych konkluzji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale za to, gdy przejdzie, to człowiek wie, że żyje ;) Pełne szczęście, bez żadnych innych powodów. Trochę jak z Ickiem i kozą w powszechnie znanym szmoncesie.
    Przez chwilę przynajmniej...

    OdpowiedzUsuń