sobota, 26 marca 2011
Po francusku bywa kłopotliwie
To mnie spotyka ciągle. I za każdym razem już po zapominam. A potem zdarza się znów. I znowu z trudem opanowuję w tej sytuacji... nieprzystojny chichot.
Mały osiedlowy sklepik spożywczy w Warszawie. Nie gdzieś na zadupiu, w War-sza-wie.
Robię skromne zakupy śniadaniowe: mleko 2%, chleb słonecznikowy piekarni Grzybki i dwa rogaliki francuskie (fr. croissant). Podchodzę do kasy. Pani ekspedientka nabija kolejne produkty:
- Mleeko.
- Chleeb.
- Dwa kuurosaaanty!
(wymowa: mocna, pewna, swojska, jak o czymś będącym skrzyżowaniem kury i santów)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz