niedziela, 22 maja 2011

Wstydliwe wyznanie miłosne


Niedzielny poranek, godz. 7.30
Warszawa senna i pusta. Z zadziwiająco głośnym stukotem obcasów na Krakowskim Przedmieściu.

Warszawa biegaczy w Parku Beyera i rowerzystów na Nowym Świecie, ale też poimprezowych odyseuszów, lumpów okupujących parkowe ławki, porozsiewanych butelek już bezprocentowych i gryzącego odoru moczu w bramie przy Ordynackiej.

Warszawa wspomnień wywoływanych przez dźwięki ćwiczących solfeż i grę na fortepianie dobiegające z Akademii Muzycznej, Pałac Ostrogskich, kładkę nad Tamką i grupki studentów  jakby żywcem wyjętych z przeszłości - w niemodnych (?) długich spódnicach i niemodnych (?) kłębach dymu papierosowego.

Dziwne. Chyba wciąż kocham to okropne miasto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz